piątek, 28 września 2012

Napisałam post

Omójbożepiszępost.

Miałam pisać regularnie, a widać jak to jest... Mój brak zapału (wróć, zapał, ale chwilowy, wygasający) jest rzeczą bardzo upierdliwą. Aż żal mi się brać za jakąś rzecz, która trwa dłużej, bo wiem, że w pewnym momencie się wypalę. Ten strach przed podjęciem się czegoś, nawet jak daje radość i jest obmyślone, wymarzone w najmniejszym calu jest troszkę dołujący. Ale mimo wszystko, mimo tego, że siebie znam i pomału dorastam na tyle, by akceptować i żyć, a nawet walczyć z moimi wadami... Dalej mam głowę pełną planów. I na pewno dalej będę się zabierała z motyką na księżyc. Taki cholerny charakter.
 Może dlatego tak cieszę się na moje ekonomiczne studia. Pokochałam moją uczelnię zanim na nią poszłam. Wiem, że to straszne, ale co poradzić? Po dniu otwartym, po obozie integracyjnym... Czuję, że wybrałam dobre miejsce na studia. Z innych wyborów nie jestem tak zadowolona i mogę mieć wątpliwości (np. mieszkanie, choć coraz bardziej mi niepewność mija), to nie studia. Co mnie tak pociąga? Jak nam tłumaczono, na studiach ekonomicznych nawet nie chodzi o to, by się uczyć i mieć dobre oceny. Jasne to też, ale uczymy się teorii. I mamy 5 lat by złapać doświadczenia praktyczne. Organizacje studenckie, koła, wolontariaty... To tutaj mus. I to mi się podoba. Od małego chodziłam na wszystkie kółka zainteresowań na jakie mogłam. W podstawówce, gimnazjum, liceum... Z tym, że jestem z kochanej, ale jednak małej mieściny. Możliwości było mało. Klub mangowy sobie sami założyliśmy, Tycikony powstały wspólnymi siłami (tak, tak, Iwan zrobił pierwszy i potem cały czas był głową tego konwenciku, ale daj mi też trochę pobłyszczeć). Uwielbiam organizować rzeczy. Spotkanie, projekty, rozwijanie się.. .To mój konik, nawet jak słomiany zapał i odkładanie rzeczy na później mnie ściąga na ziemie.
 Mnogość możliwości na Uniwersytecie Ekonomicznym mnie zachwyca. Na obozie adaptacyjnym słuchanie prezentacji poszczególnych organizacji była czymś wspaniałym, dla kogoś z dużymi chęciami, a małą miejscowością zamieszkania. Pozwalało robić, to co umiem najlepiej i najchętniej - marzyć. I nawet wymyśliłam tam swój nowy i wielki Projekt. Ciekawe czy uda mi się go zrealizować już w przyszłym marcu... Mierzyć trzeba wysoko, więc mam nadzieje, że tak. Wracając do Adapciaka - choć moim zdaniem miał najgorszą prezentacją, ja i tak na swoją organizację wybrałam: BIT - Because I Travel, czyli klub podróżniczy przy Samorządzie Uczniowskim. (Oj, następnym razem to ja jadę na Adapciak i zrobię im taką prezentację, że popamiętają!) Tak jak zawsze, jak coś wybiorę to trudno mi zmienić decyzję. Za bardzo się napalam.
 Co by tu jeszcze? Wakacje nie były udane. Z tego względu, że za mało je wykorzystywałam i za dużo leniłam. Nie zrobiłam prawie nic tfurczego, nie pojechałam prawie nigdzie (dobra, Żywiec i Częstochowa, a z rodziną po Morawach... co to jest? Gdzie mój Budapeszt?). Książki czytałam. Tyle. No i się powygupiałam z moimi kochanymi przypałami. O i na konwentach byłam, ale co tam, tylko dwa...
 Ambicję mam (mimo tego, co mówi mi muterka, jęcząc czemu nie poszłam na prawo albo przynajmniej SGH), tylko niech mnie tam na górze mocno oświecą, żebym jeszcze więcej zapału otrzymała.
 Od niedzieli wieczorem, kiedy zamieszkam na wrocławskich Krzykach, zacznie się pierwszy dzień reszty mojego życia (lubię te wyrażenie, dajcie mi je tutaj użyć!). Marzę o studiowaniu chyba od początku liceum. Albo od momentu gdy pomału dowiadywałam się co to jest. Jestem nerwowa, spanikowana i niepewna, ale przecież sobie znowu przypominam, że to będzie mój czas. Właściwie zawsze o tym wiedziałam. To będzie mój czas, na epickiej uczelni, na wybranym przez zainteresowanie kierunku, w przepięknym mieście, do którego idą też bliscy mi ludzie. Tylko jeszcze męża trzeba znaleźć.
 Breslau, mój kochany Breslau, nie niszcz mi marzenia o pięknym życiu. A nawet jeśli, to i tak jakoś je spełnie. Bo ze mnie cholerny optymista marzyciel i jakoś nieśpieszno mi to zmieniać...

 (Wysmęciłam się raz, a porządnie. Chyba będę tu częściej coś skrobać...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz